O pokorze w sporcie i miłości do „Gościa Niedzielnego” z Dominikiem Czają, reprezentantem Polski w ekipie wioślarzy na letnie igrzyska olimpijskie, rozmawia Tomasz Gołąb.
Tomasz Gołąb: Już za kilka dni start w Tokio. Jak forma? Nie zabraknie energii?
Dominik Czaja: Z pewnością nie zabraknie. Solidnie przepracowaliśmy okres przygotowawczy, na szczęście bez kontuzji i chorób. Łódka nabiera prędkości.
Czytelnicy „Gościa Niedzielnego” są pewnie ciekawi, czy wiara pomaga sportowcom…
Sam jestem czytelnikiem „Gościa”. W moim domu zawsze był obecny, a ja w dzieciństwie zaczytywałem się w „Małym Gościu Niedzielnym”. Jedni powiedzą, że wiara nam pomaga, inni – że nie przeszkadza. A ja mogę z ręką na sercu powiedzieć, że czuję obecność Boga zarówno w chwilach zwycięstw, jak i w gorszych momentach. Przed każdym startem robię znak krzyża. Modlitwa daje oparcie i uczy pokory. Wiem, że nie wszystko w życiu zależy ode mnie.
Ale na sukcesy ciężko pracujesz. Jako 21-letni zawodnik AZS-AWF Warszawa na mistrzostwach Europy w 2017 r. sięgnąłeś w czwórce po srebro. Podobna sztuka udała się w 2019 r., gdy drugie miejsce zajęliście na mistrzostwach świata w austriackim Ottensheim.
To fakt, ale żeby czwórka płynęła szybko, każde z ośmiu wioseł musi odbić się od wody w tym samym czasie z podobną siłą, średnio 38−40 razy na minutę, a na finiszu nawet 44. To około 20 km na godzinę. Wszystko zależy więc od zgrania całej osady. Liczy się zespół, siła walki i wola zwycięstwa. Każdy błąd kosztuje ułamki sekund, a po dwóch kilometrach robi się z tego niemal wieczność. Do kwalifikacji na olimpiadę w Rio zabrakło mi dokładnie dwóch sekund. Czasem trudno się z tym pogodzić, ale porażki motywują mnie do jeszcze większego wysiłku. Tym razem się udało.
Wioślarstwo w Polsce ma wielkie tradycje i sukcesy. W dotychczasowej historii nasi reprezentanci zdobyli 18 medali igrzysk olimpijskich (w tym cztery złote), 48 medali mistrzostw świata seniorów (w tym 12 złotych) oraz 78 medali mistrzostw Europy (w tym 14 złotych). W XXI wieku nie było jeszcze igrzysk, z których nasi wioślarze nie wróciliby z choćby jednym medalem.
Apetyty są duże, ale mamy też mocnych rywali: Holendrów i Włochów. Oczywiście medal olimpijski jest marzeniem każdego sportowca.
Od pięciu lat te marzenia pomaga spełniać Enea, sponsor naszej reprezentacji.
Bez tego wsparcia byłoby nam niesłychanie ciężko. To bardzo mocny sponsor dla nas, bo nie tylko funduje nagrody dla najlepszych zawodników, ale dba też o pozytywny odbiór tego, co robimy.
Zatem: połamania wioseł w Tokio!
Mam nadzieję, że nie zawiedziemy naszych kibiców.•