Igrzyska pełne emocji

O rok dłużej niż zwykle czekaliśmy na czas Igrzysk Olimpijskich. Mimo że pandemia odcisnęła piętno na imprezie, nie zabrakło jednak tego co w sporcie najważniejsze – emocji. W przeżywaniu sportowych zmagań towarzyszyła nam Enea, która prowadziła kampanię #RazemPoEmocje.

Jaka siostra taki brat

Na miano prawdziwego wojownika zasłużył Tadeusz Michalik w turnieju zapasów do 97 kilogramów. Rozstawiony z numerem 4 w turnieju olimpijskim Polak w pierwszym pojedynku pokonał bez problemów Tunezyjczyka Haikela Achouriego 10:0. Walka była tak jednostronna, że po uzyskaniu dwucyfrowej przewagi została zakończona. Trudniej było z Amerykaninem Tracym Gangelo Hancockiem, z którym Michalik przegrywał nawet po pierwszej rundzie 0:1, ale druga należała już do Polaka, który zwyciężył 4:3. W półfinale nasz zapaśnik musiał uznać wyższość faworyta do złota Musy Jewłojewa. Naszemu zapaśnikowi pozostała walka o brąz. W pojedynku jednak nie dał najmniejszych szans swojemu rywalowi z Węgier. W niespełna dwie minuty wygrał walkę, zdobywając 10 punktów. Wszystko rozstrzygnęło się w parterze, gdzie Michalik wykorzystał błąd rywala i nie dał mu żadnych szans.

Michalik to chyba jedna z największych polskich sensacji w Tokio. Co ważne utrzymuje to zasadę, w myśl której polscy zapaśnicy zawsze z Igrzysk przywożą medal. Ciekawe jest, że w Rio analogicznie brązowy medal zdobyła… siostra naszego medalisty z Tokio. Monika Michalik oglądała na żywo sukces brata i nie kryła swojego wzruszenia. „Denerwowałam się bardziej niż przed swoim startem” – żartowała w studio TVP. Biorąc pod uwagę, że Tadeusz Michalik ma 8 rodzeństwa, kolejne medale wydają się kwestią czasu. Jak ujawniła siostra olimpijczyka ten sierpień jest dla niego wyjątkowy, gdyż w połowie miesiąca będzie brał ślub.

Sponsorem tytularnym Polskiego Związku Zapaśniczego jest grupa Enea, która od tego roku pomaga w osiąganiu przez zawodników międzynarodowych sukcesów.

„W zapasach dużą rolę odgrywa nie tylko siła, ale także zręczność, inteligencja, instynkt zawodnika oraz energia. To właśnie cenimy w tym sporcie i to chcemy przekazywać dzieciom i młodzieży. Doceniamy ogromne zaangażowanie zawodników i to, że odnoszą sukcesy na arenie międzynarodowej. Z dumą rozpoczęliśmy współpracę z Polskim Związkiem Zapaśniczym, która, mam nadzieję, pomoże zapaśnikom osiągać jeszcze lepsze wyniki i zdobywać kolejne medale” − powiedział Tomasz Szczegielniak, wiceprezes Enei ds. korporacyjnych.

Anita: daj spokój!

W roli faworytki na Igrzyska Olimpijskie nie jechała z pewnością Anita Włodarczyk. Nasza mistrzyni dwa ostatnie sezony miała stracone z powodu kłopotów zdrowotnych. Optymizmem nie napawały również pierwsze tegoroczne starty. Trafiła jednak idealnie z formą na igrzyska. Już przed wylotem do Tokio dała sygnał, że jest coraz lepiej, kiedy rzuciła 77,92. Po raz kolejny złota medalistka z Rio i Londynu pokazała, że można na niej polegać. Młociarka jest już tak wielką osobistością świata olimpijskiego, że ma fanów na całym świecie. W Polsce zasłynął pewien Japończyk, który postanowił wspomóc naszą zawodniczkę. Przez kilka dni pojawiał się w na jej treningach z własnoręcznie przygotowanym hasłem: „Anita Włodarczyk! Daj spokój”. Jak się okazało kibic z Tokio źle przetłumaczył w internecie hasło „Do boju” i szybko stał się hitem internetu. Po swoim trzecim złotym medalu Włodarczyk miała przygotowaną flagę z hasłem Japończyka. W samym konkursie była ona nie do pokonania, poprawiając każdy kolejny rzut. Ostatecznie osiągnęła wynik 78.48. Nikt nie zbliżył się do jej wyniku. Trzecie miejsce w konkursie zdobyła Malwina Kopron. To kolejna piękna i wzruszająca historia. Tak się bowiem składa, że współtwórcą sukcesów zawodniczki jest… jej dziadek, który jest trenerem. Anita Włodarczyk, wygrywając konkurs rzutu młotem w Tokio, zdobyła 70. złoty medal w historii startów polskich sportowców w letnich igrzyskach.

Co warto zaznaczyć, Polska dosłownie zdominowała rzut młotem i następnego dnia śladami pań poszli panowie, gdzie również sięgnęliśmy po dwa medale – złoty i brązowy. Najlepszy okazał się Wojciech Nowicki, który w trzecim rzucie osiągnął odległość 82,52 m. Trzecie miejsce zajął z kolei Paweł Fajdek, który jest czterokrotnym mistrzem świata i wreszcie sięgnął po medal olimpijski. Na naszym mistrzu ciążyła ogromna presja, bo zarzucano mu, że nie jest wytrzymały psychicznie. Udowodnił jednak, że te zarzuty są zbyt pochopne i że umie poradzić sobie w trudnych sytuacjach.

Kilkadziesiąt godzin później medal w lekkoatletyce zdobyła również Maria Andrejczyk, która w rzucie oszczepem zajęła drugie miejsce. „Dziewczyna z Podlasia” – jak sama o sobie mówi – jechała do Tokio jako jedna z faworytek do medalu. Pięć lat temu w swoim debiucie zdobyła 4 miejsce. Ostatnie pięć lat były jednak trudną drogą dla oszczepniczki, która zmagała się z kontuzją barku i nowotworem. „Uważam, że wszystko dzieje się według boskiego planu. Przed każdym konkursem się modlę” – mówiła przed wyjazdem do Tokio.

Horror z happy endem

Prawdziwy rollercoaster emocji zgotowały nam Agnieszka Skrzypulec i Jolanta Ogar-Hill w żeglarskiej klasie 470. W poniedziałek panie wydawały się pewniakami do medalu olimpijskiego, ale we wtorkowych zawodach same sobie narobiły kłopotów w dwóch wyścigach, zajmując dopiero 15 miejsce. To oznaczało, że w wyścigu finałowym mogły realnie stracić medal. Tak się jednak nie stało. Nasze zawodniczki 4 sierpnia popłynęły koncertowo, wyprzedzając załogi, które mogły im zagrozić. Linię mety przekroczyły przed złotymi medalistkami z Wielkiej Brytanii oraz przed Francuzkami, które ostatecznie zdobyły brązowy medal. W finałowym wyścigu zajęły 4 miejsce, ale to, że zwyciężyły z bezpośrednimi rywalkami, oznaczało srebrny medal. To pierwszy medal w historii polskiego żeglarstwa kobiet w klasie 470, w sumie piąty olimpijski krążek dla naszego żeglarstwa.

« 1 2 3 »
oceń artykuł Pobieranie..